Add some color

Tak naprawdę to ciężko mi uwierzyć, że minął tylko rok od mojego ostatniego wpisu tutaj. Staram sobie przypomnieć na jakim etapie w życiu wtedy byłam, ale wydaje mi się jakby to było co najmniej 10 lat temu. Od tamtej pory zmieniło się na pewno to, że niestety nie miałam okazji brać udział w sesji stricte modowej, przez co wciąż nie mam materiału na bloga, który by mnie usatysfakcjonował. Ale nie przychodzę do Was z niczym, ponieważ mam trochę kosmetyków, którymi chciałabym się pochwalić.

Już na pierwszym zdjęciu widać, o jakiej marce będę pisać. Jestem pewna, że każda/y z Was go zna – AVON.

Lubię fioletowy kolor, zwłaszcza w makijażu, bo jest wbrew pozorom na tyle uniwersalny, że bardzo łatwo zastępuje nudny, czarny kolor. Tutaj mamy cień w sztyfcie, ale dzięki temu kształcie, produkt ten możemy używać w dowolny sposób, na tyle, na ile pozwala nam własna kreatywność. Fioletowe usta? Kolorowa kreska na oku? Spore pole do popisu.

Mój sztyft jest w odcieniu Statement Berry. Cień jest wysuwany, miękki i jak można się domyślić, bardzo wydajny. Ważna kwestia – dość ciężko się go zmywa, ale jeśli chcemy użyć go na wieczór, to na wielki plus!

Aby nie mydlić oczu Wam, ale też sobie samej, chcę zaznaczyć, że od jakiegoś czasu nie jestem fanką szminek. Kiedy tylko odkryłam jaki efekt dają mi same kredki do ust, nie używam nic innego. Z założenia są one (tak myślałam), trwalsze, jednak kiedy skusiłam się na tą szminkę malując się nią do pracy na 12 godzin, szybko zmieniłam zdanie. Parę posiłków w trakcie i zero poprawiania, byłam w szoku!

Odcień jaki posiadam to Peach Flatters, na co dzień noszę bardziej naturalne, zgaszone kolory, ale raz na jakiś czas fajnie jest zaszaleć. Zachwycam się klasycznym, czarnym, matowym opakowaniem i kształtem samego sztyftu, to już taka mała sztuka.

To jest produkt, który przyprawia mnie o białą gorączkę. Nigdy nie wiedziałam jak używać tego typu kosmetyków. Bronzer w sztyfcie? Przecież to zmyje cały podkład i puder! A jeśli nałożę go przed, to przecież nie będzie go widać. I niestety tak trochę jest. Próbuję znaleźć na niego patent, zwłaszcza, że jestem zachwycona jego brązowo-złotym kolorem.

Opakowanie zgrabne, sztyft wysuwany, kształt także pomagający w aplikacji, zaryzykuję nawet stwierdzeniem, że można z niego zrobić cień do powiek, a nawet wykonturować sobie dekolt przed wyjściem na imprezę.

Cieszę się, że mogłam przetestować produkty tej marki, tym bardziej, że jest taka kultowa. Mam ich jeszcze trochę, więc wyczekujcie kolejnych postów, będą również produkty do makijażu, ale i pielęgnacyjne.